Wiosna tuż tuż

Już dzisiaj-20 marca 2022 r. o 16:33, gdy słońce w swej pozornej wędrówce po niebie przejdzie przez punkt Barana, zacznie się ta astronomiczna. Ta kalendarzowa nieodmiennie nadejdzie jutro-21 marca. A ta prawdziwa za naszymi oknami też już daje o sobie znać. W związku z tym chcę dzisiaj poruszyć temat nieco luźniej związany z archeologią sensu stricte, za to mocno nawiązujący do okresu równonocy wiosennej.

Zbliżającą się wiosnę nietrudno zauważyć. Nawet w latach, gdy kapryśna pogoda psuje aurę początku wiosny i opóźnia wybudzenie się nowego życia, odczuwamy tę zmianę – przejście z sezonu zimowego do wiosennego. Bez względu na temperatury panujące za oknem ziemia nieubłaganie w swym biegu odwraca w stronę słońca swą północną półkulę. Dni stają się coraz dłuższe, noce znacznie się skracają. Im bliżej równonocy, tym szybciej zachodzą te zmiany, widoczne niemal z dnia na dzień.  W końcu dzień i noc zrównują się ze sobą. Jest to ważne wydarzenie dla każdego z nas. We wczesnowiosennym słońcu jakoś tak lżej się oddycha. Wzrasta poziom witaminy D w naszych organizmach, stajemy się bardziej szczęśliwi.

Nasi przodkowie, którzy o wiele bardziej niż my zatopieni byli w naturę i o wiele mocniej podlegali jej rytmom, w tym okresie roku mieli ogromny powód do świętowania. Przetrwali trudy zimy, przeżyli przednówek, który był najtrudniejszym okresem w ciągu roku. Doczekali wiosny.

U Słowian w okresie wiosennego zrównania dnia z nocą obchodzone były hucznie Jare Gody. Patronem tego święta był bóg Jaryło zwany też Jarowitem.

Jak pisze Aleksander Gieysztor w mitologii Słowian: Nazwa tego bóstwa nie budzi wątpliwości. Powstała ze rdzenia jar-, jaro-, co znaczy tyle co „siła”, „surowość”, siła płynąca z młodości, ze rdzenia występującego także w słowiańskiej nazwie „jar”, co znaczy wiosna (Gieysztor, 1986, 108).

Bóg Jaryło to młodzieniec na białym koniu, w białej szacie, często wyobrażany z ludzką głową w prawej i kłosami zboża w lewej ręce, w wieńcu z ziół wiosennych i młodych kwiatów. Co ciekawe, z zachowanego fragmentu pisma Herborda wnioskować możemy, że Jaryło posiadał też inne atrybuty związane z wojskowością. U Herborda przeczytać możemy, że podczas misji biskupa bamberskiego Ottona do Wołogoszczy w roku 1128 jeden z jego duchownych schronił się przed wrogością tłumu do świątyni Jarowita, tam na ścianie wisiała wielka tarcza słoneczna wykonana ze złotych blach. Kapłani Jaryły wynosili ją przed świątynię i pokazywali ludowi w czasie wojen, aby wróżyć rychłe zwycięstwo swego władcy. Jak wspomina dalej Herbord, mnich chrześcijański zbezcześcił świętość, ubierając ją na siebie i uciekając ze świątyni.

Siła symbolizowana w bogu Jaryle była to oczywiście personifikacja sił witalnych ziemi, która mniej więcej w okresie zrównania dnia z nocą rozpoczyna nowy cykl wegetacyjny. Uśpione przez całą zimę w korzeniach, bulwach i nasionach rośliny budzą się do życia, łąki i lasy pokrywają się zielenią, ptaki wiją gniazda, żeby wychować w nich młode, na świat przychodzą  nowe zwierzęta.

Jak wyglądało uczczenie Jaryły, w jaki sposób Słowianie świętowali przyjście wiosny?

Temat ten rozjaśnia nam tekst zapisany w 1846 roku na Białorusi. Badacz, który zapisał te słowa, był zapewne świadkiem odbywającego się rytuału. Co ciekawe, obrzęd polegał na przebraniu w białe suknie młodej dziewczyny. W ubraniu Jaryły sadzano ją na białego wierzchowca uwiązanego do słupa stojącego w centrum wsi. Sam słup miał tu znaczenie kultowe, oznaczał środek świata, swoiste Axis Mundi. Możemy tu znaleźć mocne analogie do mitologii Bałtów, gdzie słup tego typu uznawany jest za centrum świata i uznaje się, że ma on swoje odzwierciedlenie lub wręcz swój fizyczny początek w Gwieździe Polarnej, która również jest symbolem środka. Podczas obrzędu dziewczyna stawała się personifikacją Jaryły, stojący dookoła wierni śpiewali na jego cześć pieśń:

Włóczył się Jaryło

Po całym świecie,

Rodził żyto w polu,

Płodził ludziom dzieci.

A gdzie on nogą,

Tam żyto kopą,

A gdzież on na ziemię,

Tam kłos zakwitnie.

Procesja z Jaryłą, pod postacią dziewczyny, obchodziła następnie okoliczne pola, a spersonifikowany bóg błogosławił ziemię, aby dobrze rodziła.

W całej wiosennej obrzędowości naszych przodków nie można oczywiście było pominąć kwestii dwoistości. Ta była dla Słowian niezwykle ważna. W obrzędach wiosennych prócz białego, żywego, silnego Jaryły występowała też inna postać. Maszkara, którą kojarzymy także i dziś. Chodzi oczywiście o martwą, poszarpaną kukłę zrobioną ze słomy i starych szmat – Marzannę. Dzisiaj jest ona jedynie niewinnym symbolem kończącej się zimy, który dzieci w kolorowym pochodzie zanoszą nad wodę, podpalają i topią. Ot taka wiosenna tradycja. Pamiętać należy, że w obrzędach Jarych Godów Marzanna miała swoje bardzo istotne miejsce. Aby mógł nadejść (nadjechać na białym koniu) nowy silny bóg niosący życie, ludzie musieli najpierw pozbyć się ze swojego otoczenia tego co złe. To właśnie nasi przodkowie pierwsi obchodzili obrzęd palenia i topienia słomianej kukły. W ich czasach symbolizowała ona wszystko co złe i czarne (dlatego też zwykle ubierana była w ten właśnie kolor). Marzanna zwana Moreną lub po prostu Morą symbolizowała śmierć, zniszczenie, rozkład, zimno, zimę, okres w roku, gdy nad światem panowały ciemności.

Czas wiosennych świąt miał jeszcze jeden aspekt. Słowianie obchodzili w tym okresie święta zmarłych. Obchodzili je też oczywiście jesienią, gdy słońce odchodziło na południe a nad światem zaczynały panować ciemności. Jesienne święto zmarłych było jednak odmienne od święta wiosennego. To jesienne było czasem powitania przodków, którzy-jak wierzyli Słowianie-w okresie zimowym nawiedzali swoje dawne domy i swoich potomków. Święto wiosenne był to okres pożegnania z duchami przodków, którzy na pół roku, gdy na ziemi zaczynało panować słońce, odchodzili w zaświaty. Wiosenna obrzędowość świąt zmarłych wiązała się oczywiście z odwiedzaniem grobów zmarłych a często ze spożywaniem pokarmów na mogiłach.

Kultura, w której obecnie żyjemy, przesiąknięta jest obrzędowością naszych przodków. Jest to oczywiście zasługa duchownych chrystianizujących ziemie Słowian. Jasnym jest, że kultura słowiańska mocno ucierpiała podczas chrystianizacji. Nie ma jednak wątpliwości, że wiele obrzędów, także tych, które weszły w kanon obrzędowości kościelnej, pochodzi z dawnych słowiańskich wierzeń. Przedstawiciele nowej religii rozumieli, że nie uda im się wykorzenić z ludu starych zwyczajów, adaptowali je więc do nowej religii, wykorzystując podobieństwa. A ludzie, no cóż, przez całe wieki zostawiali przysłowiową świeczkę bogu a diabłu ogarek. Tak już zostało do naszych czasów, stare obrzędy tak mocno wtopiły się dzisiaj w naszą rzeczywistość, że często trudno jest już odnaleźć ich genezę. Jeśli chodzi o Jare Gody, wiele z dawnych obrzędów zachowało się w wiosennych świętach, które obchodzimy dziś. W pierwszy dzień wiosny po dziś dzień palimy kukły Marzanny, w Wielkanoc odwiedzamy groby naszych bliskich, spożywamy oczyszczające pokarmy takie jak na przykład popularny na wielkanocnym stole chrzan, a zmartwychwstały (odrodzony) Chrystus przybywa do nas na osiołku, odziany w białą szatę, z palmą w ręku.

 

Możliwość komentowania została wyłączona.